O rundzie zasadniczej, trudnym meczu z Kaliszem i nadziejach na mecz z Rzeszowem rozmawialiśmy z trenerem Bartłomiejem Piekarczykiem.
Za nami faza zasadnicza LSK. Chciałbym prosić o podsumowanie i ocenę tej części sezonu.
Bartłomiej Piekarczyk: Faza zasadnicza była dla nas bardzo trudna. Już okres przygotowawczy nas nie rozpieszczał pod względem kontuzji. Szczególnie na pozycji środkowych mieliśmy sporo problemów. Początek sezonu był całkiem udany, lecz przed najważniejszymi meczami pierwszej rundy straciliśmy Pavlę Smidovą, co było sporym utrudnieniem. Musieliśmy sobie radzić sześć tygodni z jedną rozgrywającą, bo w środku sezonu bardzo ciężko zakontraktować zawodnika. Na pewne rzeczy nie mieliśmy wpływu więc musieliśmy sobie radzić w okrojonym składzie… Wieszaliśmy sobie wysoko poprzeczkę, walczyliśmy o zwycięstwo z każdym przeciwnikiem, jednak brak doświadczenia dawał się we znaki. Przed sezonem wiele osób wypowiadalo się w podobnym tonie, że liga będzie bardziej wyrównana i o pierwsza ósemkę będzie bardzo trudno. Tak rzeczywiście było i przy tym wszystkim, co wydarzyło się w tym sezonie bardzo się cieszę, że zakwalifikowaliśmy się do fazy play-off, bo przede wszystkim dziewczyny na to zasłużyły.
Ostatni mecz fazy zasadniczej graliśmy z Kaliszem. Jego wynik miał decydować o tym, czy w ogóle zagramy w play-off. Jak Pan będzie wspominał to bardzo emocjonujące spotkanie?
Ostatni mecz do ostatnich minut stał pod znakiem zapytania czy i jak zostanie rozegrany. Praktycznie cały zespół był chory w tym kilka dziewczyn grało z wysoką gorączka. Część zawodniczek nie była w stanie trenować na dwa dni przed meczem a na samo spotkanie przyszły praktycznie prosto z łóżka. Jestem im wdzięczny, że pomimo tego wszystkiego podniosły się i rozegrały spotkanie, które rzeczywiście było dla nas bardzo emocjonujące i każda z dziewczyn zostawiła całe serce, żeby wygrać.
Po heroicznej walce udało się z Kaliszem wygrać za trzy punkty. Dało to nam siódme miejsce i ćwierćfinał z Developresem SkyRes Rzeszów, z którym w tym sezonie graliśmy już trzy razy i za każdym razem przegrywaliśmy. Z jakimi więc nadziejami przystąpimy do fazy play-off?
W jednym z wywiadow po meczu z Kaliszem pewien dziennikarz stwierdził, że dla BKS Stal Bielsko-Biała to już w sumie koniec sezonu i teraz czas na podsumowania… Dla nas to na pewno nie jest jeszcze koniec sezonu. Na podsumowania też przyjdzie odpowiednia pora. Do Rzeszowa jedziemy walczyć i liczymy na wsparcie naszych kibiców. Oczywiście wiemy z kim się mierzymy. Rzeszów to bardzo mocna i poukładana drużyna, która ma doświadczone zawodniczki na każdej pozycji. Wierzę jednak, że praca, jaką mój zespół wykonał przez cały sezon teraz zaprocentuje.
Cieszy chyba fakt, że w Pańskiej drużynie funkcjonują zmiany. Gdy nie idzie Carly DeHoog, często pomoże Magdalena Kowalczyk. Podobnie jest z wymiennością Marty Krajewskiej i Nicole Edelman, a ostatnio nawet Marty Wellny i Olivii Różański. Czy to może być czynnik, który pozwoli zaskoczyć rzeszowianki?
Zmiany bardzo cieszą szczególnie, gdy działają tak, jak w ostatnim meczu. Jeżeli chodzi o zaskoczenie to o tej porze sezonu już chyba nikt nikogo nie zaskoczy, szczególnie że graliśmy już że sobą trzy razy. Z taką drużyną jak Developres, żeby nawiązać walkę musimy zagrać całym zespołem i to na 110% umiejętności i zaangażowania.